.

.
To blog pełen przedmiotów zrobionych przeze mnie. Mam różne skłonności i słabości, ale najwiekszą do starych drewnianych mebli, do roślin, których nigdy dość w donicach, do niepowtarzalnej biżuterii robionej ręcznie, w technikach juz czesto zapomnianych, do fotografii, szczególnie tej makro, na której wszystko jest zupełnie inne i fascynujące.

piątek, 3 lipca 2015

Kiedy się wstydzę...

Owszem, zdarza mi się. Nawet dość często. Zazwyczaj w czwartki w godzinach przedpołudniowych. Wtedy często mam to uczucie, od lekkiego zakłopotania, przez zażenowanie, do normalnego, ludzkiego wstydu. Myślę że to silna reakcja na pewnego rodzaju formę uzależnienia. Wiem, że powinnam z tym walczyć, ale nie mogę. Próbowałam. Po prostu nie dałam rady, coś w środku podpowiada mi: - zrób (kup) to! I robię to. Choć wiem, że wstyd. Dlatego postanowiłam przyznać się do tego publicznie. Tak! Kupiłam to! Nie wiem po co, dla kogo, z jakiej przyczyny, okazji? Czułam że muszę. Co tydzień na targu ze starociami, wchodzę w posiadanie dziwnych  przedmiotów. Jak te np.


   
Osłonka na kwiat, którą ktoś w połowie malowania skazał na śmietnik, bo stracił wiarę w jej urodę                                                                                                                                                                                                                

Albo te drewniane, luźno występujące elementy nie wiadomo czego, z bezużyteczną, zepsutą lampą trochę chcącą udawać świecę.


No i to! Sprzedawca nawet nie chciał za to 3, więc wziął 2zł i wciąż czując, że potraktował mnie krzywdząco, wyceniając tak wysoko ten oryginalny, acz nienachalnej urody przedmiot, zaproponował, że dorzuci gromnicę. Wprawdzie nadpaloną i trochę okopconą, ale wzruszył mnie tym gestem do głębi. Oczywiście, że przyjęłam gratis z entuzjazmem, przyda się! Do czego, nie wiedziałam.

Tak już mam, że wzbudza we mnie litość każdy rupieć, który choć przez moment zaniepokoi moją wyobraźnię. Pochylam się wtedy nad nim w skupieniu, przyglądam z powagą, z zainteresowaniem śledzę go pochylając się jak  nad łóżkiem chorego i wtedy zadaję sobie pytanie. Niesamowicie ważne pytanie:  Czy na pewno nie da się nic już zrobić?  Może pomalować, lub zeszlifować, skleić, naoliwić, może tylko wyszorować, no jakoś uratować... Zazwyczaj się udaje. Choć wiem, że nie dla wszystkich do końca zrozumiałe jest o czym piszę, to mam z tego procederu niesamowitą frajdę i lubię te dziwne przedmioty, które dostając drugie życie, przeżywają kolejne lata i dla mnie są piękniejsze od nowych, bo maja historię.


Osłonkę pomalowałam, przetarłam 





Drewniane elementy po sklejeniu (bądź przed- nie pamiętam)) zostały wyczyszczone z warstwy lakieru.

                                           Pomalowane na biało i niebiesko

                                  Po to aby za chwilę zmienić kolor na zielony i biały




                     Po przetarciu papierem ściernym trochę zabawy z siatką i świeczniki gotowe
                                             Ten mały to z drewnianej podstawki na jajko 

   Ktoś zapyta, po co Ci klatka na hortensję?  Nie wiem. Ale to wyjątkowo piękny gatunek, pod ochroną będzie:)




           No i deseczka żeby nie zapomnieć  o najważniejszym :)